środa, 6 lipca 2011

Kochajmy dzieci!

Każdy z nas ma inny poziom wrażliwości językowej, więc każdego z nas coś innego będzie bulwersować i coś innego będzie mu obojętne. Dodajmy, że nie chodzi tu o ewidentne błędy językowe (w rodzaju np. tacierzyństwa – o tym obiecujemy jeszcze napisać!; poszłem, wziąść, standartów itp.), ale o słowa poprawne, choć z różnym natężeniem lubiane (bądź znienawidzone) przez różnych użytkowników polszczyzny.
Takie choćby pieniążki, wywołujące zgrzytanie zębów i obrzydzenie u jednych, a rozanielające drugich i będące dla nich znakiem spoufalenia z rozmówcą. Albo – bardziej niby neutralna – aplikacja, dla której założona została nawet specjalna grupa na Facebooku (chodzi o rugowanie z polszczyzny słowa aplikacja używanego w znaczeniu „podanie o pracę” jako niepotrzebnej pożyczki z języka angielskiego; więcej tutaj).
Nam zgrzytają zęby (same!), gdy słyszymy/czytamy słowo dzieciaki, które zyskało na popularności chyba dzięki Jurkowi Owsiakowi i nagłaśnianym medialnie finałom Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Dziś o dzieciakach nie dość że mówi się dużo (o wiele więcej niż o dzieciach), to w dodatku coraz częściej używa się tego słowa w neutralnym znaczeniu, bez zwracania uwagi na tradycyjną funkcję przyrostka -ak. Tymczasem ten przyrostek ma wyraźne zabarwienie ekspresywne, które sprawia, że gdy ktoś mówi dzieciak, to:
• ma na myśli urwisa
• odnosi się raczej do dziecka już starszego (w typie starszaka właśnie), którego inne działania mają charakter zaplanowany rozumowo
• mówi o dziecku lekceważąco.
Zatem o ile możemy zrozumieć jeszcze autorów zgrabnie rymujących się i jawnie żartobliwych haseł w rodzaju „dzieciaki-sieciaki”, „dzieciaki-słodziaki” czy „dzieciaki-bystrzaki”, to już zdania typu „Dzieciaki chore na białaczkę” wywołują w nas bunt i chęć surowego rozprawienia się z wrażliwymi inaczej autorami takich tekstów. Dlatego zgodnie z tytułem tego posta apelujemy do Państwa: kochajmy dzieci – i nie mówmy o nich źle.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz