środa, 30 czerwca 2010

Chciał mi kup

Niewątpliwie tryb rozkazujący czasowników w języku polskim nie należy do najłatwiejszych. Jakże często bowiem zdarza się słyszeć np. „zdejm” zamiast „zdejmij”, „ciąg” zamiast „ciągnij”, a nawet „trzym” zamiast „trzymaj”. Większość z nas nie jest pewna, czy mówić „jeźdź” czy może „jeździj” – i zwykle tę drugą formę uznajemy za poprawną (niesłusznie! – jest ona dopuszczalna tylko w języku potocznym). Przykładów znalazłoby się więcej.
Ale ostatnio prawdziwym problemem jest tryb rozkazujący czasownika „pomóc”, a ściślej mówiąc: jego nadmierna i niczym nieuzasadniona popularność. CHCIAŁ MI POMÓŻ, PROSZĘ MI POMÓŻ (kierowane bezosobowo, do grupy ludzi, a nie do konkretnej osoby), CZY MOŻESZ MI POMÓŻ? – takie zdania coraz częściej wypierają poprawną w tych przypadkach formę bezokolicznika „pomóc”. A przecież nie powiedzielibyśmy „Chciał mi kup”, „Proszę mi zrób”, „Czy możesz mi przeczytaj?”. Takie zdania powszechnie odczuwane byłyby jako błędne – nie da się sensownie wytłumaczyć dziwacznego połączenia uprzejmej prośby i nieznoszącego odmowy rozkazu, podobnie jak nie obroni się związek czasownika modalnego z trybem rozkazującym. To „2 w 1” może, owszem, dać efekt piorunujący, ale w najgorszym tego hasła znaczeniu.
Być może ekspansja formy „pomóż” wynika z tego, że „pomóc” należy do małej grupy bezokoliczników zakończonych na „c”. Przyzwyczajeni do tego, że bezokolicznikowe – w dominującej większości – są wyrazy na „ć” („kupić”, „chcieć”, „przeczytać” itp.), zaczynamy podejrzewać w nietypowym „pomóc” jakąś pułapkę, błąd, którego chcemy uniknąć, decydując się na już na pewno poprawne „pomóż”. Poprawne, bo zakorzenione przecież np. w narodowej tradycji („Tak nam dopomóż Bóg”). Może nie bez znaczenia jest tu też kwestia fonetyki – wygłosowe „c” ma tendencję do zaniku, jest słabe w porównaniu ze zdecydowanym „ż”. To wszystko jednak domysły. Faktem jest, że na „pomóż” trzeba uważać – w czym staraliśmy się Państwu pomóc.

sobota, 26 czerwca 2010

Opony są przeciw!

To, że wymyślić nazwę dla swojej firmy nie jest łatwo, wie każdy, kto kiedykolwiek podjął taką próbę. Nazwa powinna być przecież niebanalna, atrakcyjna, uniwersalna, musi być też streszczeniem tego, czym dana firma się zajmuje, lub tego, czym jej właściciele chcą przyciągać klientów. Dobra nazwa to często zwiastun sukcesu przedsiębiorcy.
Nazwy firm aż nazbyt często pokazują, że skłonni jesteśmy ulegać np. zgubnej modzie. Końcówki takie jak -mex czy -ex wcale nie odeszły do lamusa, choć dziś (na szczęście) jest ich coraz mniej. Wymieńmy tu choćby DACH-MEX (dachy wprost z Meksyku?), EXDRÓB (to oczywiste: firma oferuje coś, co kiedyś było drobiem), DROBEX (dla firmy specjalizującej się w handlu kurami mamy zatem gotowca: KUREX – prawda, że ładne?), DRUTEX (ulepszona wersja ZŁOMEKSU), a nawet JAŚ-MEX (rodzinnie, ciepło, a jednocześnie internacjonalnie, czyli trzy w jednym), PIÓREX (producent kołder, który zapewni wam sen lekki jak piórko) czy SAŁEX (zastanawia nas tylko, jaki związek ta nazwa ma z ukraińskim sałem, czyli słoniną). Modne są też nazwy obce, zwłaszcza angielskie. Taka F.H. OUTLETKA to sklep z tanią odzieżą, którego właścicielowi przede wszystkim nieobce jest poczucie humoru; QUP to z kolei sklep internetowy nazwą nadrabiający brak nachalnego subiekta („no KUP! na co czekasz?”); ROYAL DENT – klinika stomatologiczna, która obiecuje nam iście królewskie uzębienie (ucząc się z historii, trudno byłoby nam jednak orzec, czy nie jest to przypadkiem antyreklama); ALLDENTE to pracownia protetyczna (!) chyba tylko dla makaroniarzy (w Polsce taniej – tak, tak, czytaliśmy w prasie, my też zatem co nieco wiemy o turystyce dentystycznej); HAPPY DENT – znów pracownia protetyczna, ale w niej sprawią, że gęba nam się będzie śmiała (wszystkim bez wyjątku), z głębi szczęścia naszego nowego garnituru zębów, oczywiście. Sporo nazw jest podszytych efekciarstwem. Pozostając w klimatach stomatologicznych, weźmy np. taki ART-DENT – ta nazwa jasno wskazuje, że świadczący usługi protetyczne zbliżają się do sztuki wysokiej.
Osobny problem to nazwy, które naruszają normy językowe.
Bo jak inaczej ocenić miano OPONENT nadane... firmie zajmującej się wulkanizacją? Na tej samej zasadzie producenta papy należałoby nazwać PAPARAZZO, a PRYMITYW mógłby być mianem dumnego właściciela firmy wiodącej prym na rynku.
Z kolei autor nazwy ŻYCZLIWA APTEKA zapomniał chyba, że przymiotnik „życzliwy” może być tylko określeniem ludzi lub ich działań – zgodnie ze słownikową definicją życzliwy jest ktoś przychylny innym, przyjacielsko do nich nastawiony. Życzliwe zaś może być coś, co jest wyrazem owej przyjaźni, przychylności (dziś powiedzielibyśmy raczej: empatii). Życzliwy może być więc aptekarz, każde inne skojarzenie życzliwości z apteką przyniesie natomiast niezamierzony komizm językowy. Podobnie jest z hasłami typu „Sympatyczne kursy językowe” czy „Młoda marka”, ale to już temat na inny tekst...