wtorek, 27 marca 2012

Radzimy wykluczyć

W redagowanych przez nas ostatnio tekstach, zwłaszcza tych o tematyce informatycznej i biznesowej, większość uwag kierowanych do autorów dotyczyła coraz bardziej nadużywanego przymiotnika „kluczowy”. Problem, jaki wiąże się z tym wyrazem, dotyczy nie tylko częstotliwości występowania, przez co słowo staje się powoli wytrychem. Ale wyraz ten to także ukryte zapożyczenie z języka angielskiego (inaczej zapożyczenie semantyczne lub kalka językowa).
Co to znaczy? Otóż terminem kalki językowej w językoznawstwie określa się wyrazy, które pod wpływem obcych języków zyskują nowe znaczenie, zaczyna się je stosować w nowym niewłaściwym dotąd dla nich kontekście. Czasami kalka językowa jest dla języka nieszkodliwa – dzieje się tak na przykład wtedy, gdy dotąd używany w jednym znaczeniu wyraz zaczyna nazywać zupełnie nowy element rzeczywistości; przykładem może być słowo „mysz (komputerowa)”, które jest kalką angielskiego „mouse”. Częściej jednak kalka językowa pojawia się w języku niezależnie od innych, tradycyjnie używanych w danym znaczeniu/w danym kontekście słów, zastępując je i stopniowo wypierając. Takie zjawisko postrzegane jest przez językoznawców jako szkodliwe dla języka przede wszystkim dlatego, że często łamie zasady rządzące polszczyzną, eliminuje utrwalone w języku i dobre konstrukcje czy znaczenia. Innymi słowy: nie wzbogaca języka, ale go psuje i odbiera mu oryginalność. Taką kalką jest choćby rozpowszechnione już wyrażenie „póki co”, które przyszło do nas z języka rosyjskiego i – chyba już na trwałe – zastąpiło polskie „na razie” (zob. Póki co nie będziemy się tym zajmować – popr. Na razie nie będziemy się tym zajmować).
Przyjrzyjmy się jednak słowu „kluczowy”. Słownik języka polskiego PWN podpowiada, że przymiotnik ten znaczy tyle, co «podstawowy, główny, najważniejszy; wyjściowy» i jako przykłady podaje wyrażenia: „kluczowy problem”, „kluczowe zagadnienie”, „kluczowa pozycja”. Analizując te przykłady, możemy zauważyć, że przymiotnik „kluczowy” właściwszy jest w kontekście rzeczowników abstrakcyjnych niż jako określenie rzeczowników konkretnych. Tymczasem we współczesnej polszczyźnie notujemy takie przykłady jak chociażby „kluczowa impreza”, „kluczowy kolor”, „kluczowi klienci” (i „przedstawiciel handlowy ds. kluczowych klientów”), „kluczowe osoby w firmie”, „kluczowy krok”, „kluczowy bieg” (w znaczeniu: wydarzenia sportowego) itp., a wreszcie językowe potworki w rodzaju: „Pracownik wiedzy jako kluczowy zasób współczesnego przedsiębiorstwa” (zob. tutaj) czy – niby żartobliwe sformułowanie „kluczowy składnik [systemu Android]” (zob. tutaj).
Skąd to się bierze? „Winny” jest tutaj język angielski i słówko „key”, występujące w takich utrwalonych wyrażeniach, jak np.: „key account” (najważniejszy klient), „key person” (osoba podejmująca decyzje w firmie), „key player” (ważny gracz – np. na rynku), „key message” (istotna wiadomość/informacja), „key witness” (główny świadek) itp. W polszczyźnie angielski przymiotnik „key”, przetłumaczony dosłownie jako „kluczowy” i wielokrotnie powielany w rozmaitych, dotąd obcych mu kontekstach, tylko drażni i zamiast być kluczem do zrozumienia, staje się ordynarnym wytrychem – niby pasuje do wszystkiego, choć do niczego jak ulał.
I dlatego radzimy: starajmy się zastępować słowo „kluczowy” którymś z jego wielu przecież synonimów.

środa, 21 marca 2012

Jasio to taki misio

Długo nas tutaj nie było – ostatnio nasza praca przypominała bowiem raczej nieustający ostry dyżur ratunkowego pogotowia językowego niż spokojne od 8.00 do 16.00 codziennej rutyny dogłębnych studiów i konsultacji. Ale teraz jesteśmy, choć nie wiadomo na jak długo, tym bardziej więc warto wykorzystać czas :-)
Pomysł na temat tego posta jest stary – dawno już zwróciliśmy uwagę na niezauważalny (a może według niektórych: niewart uwagi) błąd, szczególnie często popełniany w rozmowach z dziećmi (lub o dzieciach). Chodzi o formy zdrobnień od wyrazu „miś/misio” oraz zdrobnienia imion męskich zakończone w mianowniku na „-ś/-sio” (np. Jaś, Staś). Słyszymy np.: „Zobacz, jaki śliczny misiu”, „Ten misiu aż się do ciebie uśmiecha, kiedy tak ładnie jesz”, „Och, mój Jasiu to taki grzeczny chłopiec”, „Stasiu ostatnio zrobił mi taką awanturę w sklepie, że nie wiedziałam, gdzie oczy podziać ze wstydu” itp.
Mechanizm błędu jest prosty – formy wołacza, przypadku niknącego już w polszczyźnie, zaczęły wypierać formy mianownikowe. W mianowniku poprawna postać omawianych wyrazów to: Jaś/Jasio, Staś/Stasio, miś/misio itp. I tylko taka – używanie zatem form z końcówką „-u” jest lapsusem i powinniśmy o tym pamiętać.
Co ciekawe, forma „przebranego” za mianownik wołacza okazuje się już do tego stopnia utrwalona, że na rynku pojawiają się produkty (dla dzieci, oczywiście) o nazwach odzwierciedlających ten błąd językowy. Przykładem może być łóżeczko Misiu firmy Kowal i syn, które jednak (sic!) sprzedawane jest razem z szufladą Jasio (zobacz). To dziwne połączenie formy poprawnej z niepoprawnej przywodzi na myśl skojarzenie ze słynną komedią Barei („Oczko odpadło, temu misiu”) i kto wie, czy łóżeczko Misiu nie jest śladem filmowej pasji producenta mebli? :-)
A skoro o Jasiu mowa, przypomniał nam się słynny skecz Kabaretu Dudek (zobacz tutaj), który na wiosnę dedykujemy naszym Czytelnikom. I choć to nie problemy językowe są tematem tej scenki, to... Jasio (Kobuszewski) jest po prostu genialny :-) Prawda?