środa, 20 kwietnia 2011

Wella vel Well?

Nic na to nie poradzimy, że język polski (obok np. łaciny i języka... czeczeńskiego) to język fleksyjny, w którym oprócz koniugacji (odmiana czasowników) mamy rozbudowaną deklinację (odmiana przez przypadki i liczby, np. rzeczowników, przymiotników itd.). Skoro zatem chcemy mówić i pisać poprawnie (a chcieć powinniśmy, jeśli naszym celem jest porozumiewanie się bez zakłóceń), musimy odmieniać nie tylko słowa rodzime, ale i obce, te, które odmieniać się dają. „Dają się odmieniać” w tym przypadku oznacza, że można dla nich znaleźć wzorzec odmiany w polszczyźnie, czyli:
• nie są zakończone na sylaby akcentowane
• w mianowniku mają końcówkę zgodną z którymś typem odmiany polskiej.
Stąd nieodmienne pozostają np. takie słowa jak „tabu” czy „gnu”, ale już np. nazwę Tesco odmieniać powinniśmy (choć niektórych to na pewno bardzo zdziwi), wszak mamy polskie łóżko – łóżka, łóżku..., okno – okna, oknu..., jajko – jajka, jajku... itp. (niedowiarkom polecamy odpowiedni wątek w poradni językowej PWN). Mówmy (i piszmy) zatem Tesca, Tescu... – bardzo Państwa o to prosimy :-)
Jednak nie o Tescu będzie mowa w tym poście, a o Welli jako przykładzie szerzącej się ostatnio, także za sprawą reklam, tendencji do nieodmieniania nazw własnych rozmaitych międzynarodowych firm. W spotach reklamowych koncernu Wella można usłyszeć np. „szampon od Wella” czy „farby od Wella”, a na ulotkach czy innych materiałach reklamowych czytamy np. „Spersonalizowana Alchemia Włosów od Wella Professionals” (pomińmy już milczeniem wielkie litery) albo „Dzięki nowym kosmetykom od Wella można samodzielnie pielęgnować włosy”.
Jaki jest efekt takich – nomen omen – zabiegów? Ta oczywista kalka z angielskiego (from Wella) sprawia, że zaczynamy myśleć o firmie Wella jako o firmie Well, bo właśnie taka postać mianownika tworzyłaby w dopełniaczu formy z końcówką -a. Ta Wella staje się więc tym Wellem i tak oto następuje niezamierzony rebranding marki, że posłużymy się tutaj slangiem marketingowców. Niezamierzony, bo jak się domyślamy, nie to było intencją polskich PR-owców tworzących dla Welli materiały prasowe.
I jeszcze pointa tej historii, która z happy endem niewiele ma wspólnego. „Od Wella” nie dało nam spokoju, zaczęliśmy więc drążyć temat i szukać na stronie Welli kolejnych „łupów” (zachęcamy do poszukiwań – link tutaj). I cóż – nie musieliśmy się zbytnio wysilać, znaleźliśmy bowiem „Świat Wella”, „Filozofia Wella”, „Trendy Wella”... Wszystko zapisane wołami, a jakże, przekaz reklamowy musi wszak do odbiorcy dotrzeć...
Pozostaje tylko zaproponować nowy eufemizm znanego przekleństwa – od dziś mówić będziemy: „O wella!”, czego i Państwu ku rozrywce życzymy.

niedziela, 17 kwietnia 2011

Uważam, że dzielić trzeba dobrze


Najmłodszy polski tygodnik (wyjąwszy tytuł, periodyk wcale niegłupi), czyli „Uważam Rze” rozprawia się nie tylko z dziennikarzami i czytelnikami „Gazety Wyborczej”, ale też – z obowiązującymi od lat zasadami edycji tekstów. Co do tego pierwszego kierunku krytyki czasopisma wypowiadać się nie będziemy, wszak blog nasz nie jest polityczny, nie możemy jednak pominąć milczeniem beztroski edytorskiej twórców „Uważam Rze”.
A chodzi głównie o podstawowe grzechy przy dzieleniu wyrazów, zwłaszcza obcych.
Przytoczmy kilka zaledwie przykładów (ukośniki wskazują miejsce dzielenia wersów w gazetowych łamach) – cytujemy tu tylko najnowsze wydanie tygodnika, czyli numer 10/2011:
s. 68 „z biura podróży Nec-/kermann”; „Rainbow To-/urs
s. 69 „Ra-inbow Tours”
s. 77 „Che Gu-/ evary”.
Wobec wyżej wytkniętych błędów przypomnijmy zasady:
1. Nie dzielimy wyrazów jednosylabowych, dotyczy to także słów obcych. Jeśli chodzi o wyrazy obce, niezbędna jest wiedza o języku, z którego pochodzi słowo. Może to być dla piszącego utrudnieniem – cóż, erudycja ma swoją cenę, ale z ortografią jest jak z prawem: nieznajomość reguł nie zwalnia z obowiązku ich stosowania (więcej na ten temat można przeczytać np. w poradni językowej PWN).
2. Nie dzielimy grup liter dających w wymowie jedną głoskę, zatem wszelkich -ck-, -ph-, -th-, -sch-, -eau- itp. (więcej na ten temat np. tutaj).
3. Niezależnie od języka, z jakiego pochodzi tekst/słowo, obowiązuje reguła mówiąca o tym, że wyrazy złożone z kilku rdzeni dzielimy w miejscu złożenia, zatem w powyższych przykładach powinno być Rain-bow, nie Ra-inbow (tak zresztą podają sposób dzielenia słowniki angielsko-polskie, np. ten).

Pozostaje mieć nadzieję, że choć tygodnik „Uważam Rze” już od okładki głosi o sobie „inaczej pisane”, to owo „inaczej” odnosić się będzie bardziej do treści niż do formy, zwłaszcza – formy ortograficznej. Uważamy bowiem, że w czasach, gdy w bólu (choć i w niesłabnącej nadziei) przychodzi pisać o błędach, także tych z ksiąg kondolencyjnych, wszystkim to wyjdzie na zdrowie.

czwartek, 14 kwietnia 2011

Tu zaszła zmiana

Niedawna wizyta w stolicy utwierdziła nas w przekonaniu, że czasownik „funkcjonować” wciąż ma się nieźle, zwłaszcza w urzędowej mowie, a zmiany bywają nie tylko na lepsze czy na gorsze, są bowiem także zmiany przystankowe. I nie chodzi tu wcale o to, że przystanki nam się starzeją czy brzydną, nie, one się miejscami zamieniają lub całkiem wypadają z miejskiego komunikacyjnego obiegu. Ale po kolei.
Treść ogłoszenia, jakie można było przeczytać 2 kwietnia br. w warszawskich tramwajach i autobusach, była następująca: „Zmiana przystankowa. Przystanek XYZ nie funkcjonuje (...)”. Natomiast na przystankach ZTM Warszawa (i w internecie – sprawdziliśmy!; więcej tutaj) podane zostały szczegółowe informacje o liniach zastępczych, zawieszeniach linii, przystankach czasowych itp. Z tych obwieszczeń można się było dowiedzieć m.in., że: „na trasie uruchomione zostanie kursowanie tramwajowych linii zastępczych”, „uruchamia się funkcjonowanie przystanków stałych” oraz że „zawiesza się funkcjonowanie przystanków tramwajowych”.
Od tych wszystkich uruchomień i funkcjonowań zakręciło nam się do tego stopnia w głowie, że postanowiliśmy na chybił trafił wrzucić kilka haseł z ogłoszenia w internetową wyszukiwarkę, z ciekawości, co też ona nam powie. Okazało się, że zmiany przystankowe to typowe wyrażenie dla stołecznego przewoźnika miejskiego, w innych miastach (np. Toruń, Ustka, Bytom, Poznań) mówi się raczej po prostu o zmianie przystanku czy o zmianie tras (np. Kraków, Katowice) albo – zmianie lokalizacji przystanków.
Dlaczego jednak tak poruszyła nas ta zmiana przystankowa? Czemu niefunkcjonujący przystanek zapadł nam tak głęboko w pamięć? Czemu nie daliśmy sobie spokoju i zaczęliśmy drążyć, by – o zgrozo! – znaleźć takie kwiatki, jak np. „uruchamia się/zawiesza się funkcjonowanie”?
Nie, chodzi nie tyle o słynną niechęć krakusów do warszawiaków (bo jest nam ona obca), ile o prostotę wypowiedzi, cenną zwłaszcza w krótkich komunikatach czy urzędowych ogłoszeniach, które są przeznaczone dla masowego odbiorcy. Ileż lepsze, prostsze i oczywistsze byłoby bowiem np. takie ogłoszenie: „Zmiana przystanków. Przystanek XYZ zamknięty. Przystanki zastępcze: ...”? Ileż łatwiej byłoby pojąć takie hasła jak np.: „na trasie kursować będą linie zastępcze”, „zamyka się przystanki tramwajowe” czy „przystanki tramwajowe będą nieczynne”?
Ale może wtedy, gdyby wszystko było tak zrozumiałe, w narodzie spadłby poziom szacunku do urzędowych zmian, a przede wszystkim – do stojących za nimi urzędowych person? I gdyby nagle całe to zamieszanie z przystankowymi zmianami i uruchomieniami, funkcjonowaniami, zawieszeniami i kto wie jakimi jeszcze akcjami okazało się zwykłym zamknięciem kilku przystanków i zmianą tras paru linii tramwajowych, to zamiast błądzić po mieście w poszukiwaniu właściwego numeru autobusu zastępczego, poszlibyśmy sobie na spacer, zostawiając w tyle ZTM?...

PS Inna sprawa, że przymiotniki z końcówką "-owy" mnożą się ostatnio niemiłosiernie. Mamy modowy (festiwal, trend itp.), pomocowy (środki pomocowe), a nawet kamelowy, który jest tak bardzo modowy i czasowy, że bardzo złowy jest ten (nie, lepiej: owy!), kto go nie nosi.

poniedziałek, 11 kwietnia 2011

Kramu z przyimkami ciąg dalszy

Jeszcze jedna krakowska i przyimkowa dygresja. Zdarza się słyszeć i czytać, np. na internetowych forach, że ktoś mieszka „na Hucie". Autorzy tej błędnej frazy być może (nie zgłębialiśmy bowiem zbyt wnikliwie tego tematu) chcieli w ten sposób rozróżnić przyimkami dwie konstrukcje – „w hucie", czyli w przedsiębiorstwie produkcyjnym, oraz „na Hucie", czyli na którymś z nowohuckich osiedli. Szukając ucieczki przed dosłownością (nikt nie mieszka przecież w hucie, czyli na terenie zakładu przemysłowego), ostatecznie i tak wpadli w jej pułapkę (proszę sobie wyobrazić mieszkanie na hucie - to dopiero dziwactwo!). Wpadli zresztą jak i ci użytkownicy języka polskiego, którzy upierają się, by mówić/pisać na urzędową modłę „mieszkam przy ulicy", zamiast „mieszkam na ulicy", tłumacząc to tym, że nikt - wyjąwszy bezdomnych - nie mieszka na ulicy. Niby prawda, ale język w tym przypadku ma swoją „tradycję" i wyrażenie „przy ulicy" nieodmiennie jest klasyfikowane jako gorsze, bo rodem ze stylu urzędowego.
A co z tą Hutą? Nowa Huta to dzielnica Krakowa, więc skoro nikt, jak mamy nadzieję, nie powie „mieszkam na dzielnicy XYZ", tak i nikt nie powinien mówić „mieszkam na Hucie". Mieszka się w Hucie (a jeszcze lepiej: w Nowej Hucie), bo „jedzie się do Huty", nie zaś „na Hutę". No chyba że ktoś ma zamiar zorganizować zbrojny najazd - na Hutę...

niedziela, 10 kwietnia 2011

Kram z przyimkami

W języku polskim coraz częstsze są problemy z przyimkami na i do, a także na i w. Chodzi tu o przypadki określania ruchu (np. „jadę na osiedle Oświecenia”; „idę do szkoły”; „zmierzam na pocztę” itp.) oraz miejsca dziania się czegoś (np. „siedzę w domu”; „jestem na poczcie”; „mieszkam na osiedlu Lotniczym”). I nie chodzi tu tylko o przypadki konkretnych nazw miejscowych (jak np. w jednym z ostatnio redagowanych przez nas tekstów – folder informacyjny z gatunku przewodnika – problem dzielnicy krakowskiej Prokocim: autor upierał się, że „rzecz dzieje się na Prokocimiu”), ale też o połączenia z rzeczownikami pospolitymi, w tym przede wszystkim z rzeczownikiem „osiedle” (w znaczeniu: osiedla mieszkaniowego w mieście).
Przypomnijmy ogólną zasadę: jeśli coś dzieje się w („jestem w szkole/ w domu/ w mieście” itp.), to przy określeniach ruchu użyjemy przyimka do („idę do szkoły/ do domu/ do miasta” itp.); jeśli natomiast coś dzieje się na („kupuję na poczcie/ na stacji benzynowej” itp.), to przy określeniach ruchu użyjemy przyimka na („idę na pocztę/ na stację benzynową” itp.). Zgodnie z tą zasadą „mieszkam na osiedlu”, bo „jadę na osiedle”. Zatem często notowane określenia „w osiedlu” są niepoprawne, jeśli rzeczownika „osiedle” używamy w znaczeniu skupiska bloków/domów w mieście.
Wróćmy na chwilę do przypadku Prokocimia. Autor redagowanej przez nas publikacji bronił swojego stanowiska tezą, że skoro jest osiedle Nowy Prokocim, to właśnie wyrażenie „na Prokocimiu” jest jedynie słuszne, bo w domyśle mamy „na (osiedlu) Prokocim”. Taki skrót, i wynikające z niego skrzyżowanie dwóch związków wyrazowych, jest jednak w języku nieuprawniony, przede wszystkim dlatego, że w tym przypadku w przewodniku mowa była o dzielnicy Prokocim, a nie o osiedlu Nowy Prokocim. W takich sytuacjach zachowanie rozróżnienia służy precyzji językowej i należy tego ściśle pilnować.