czwartek, 30 czerwca 2011

Zagadkowa lustrzanka

Dziś mamy dla Państwa językową łamigłówkę:
„Aparat zaskoczył nas pozytywnie, nie pozostawiając jednocześnie suchej nitki na koncepcji taniego profesjonalnego narzędzia”.
Czekamy (do 15 lipca) na odpowiedzi na pytanie: „Co autor zdania miał na myśli?”. Najciekawszy pomysł... nagrodzimy! Oczywiście: książką. Odpowiedzi prosimy wpisywać jako komentarze do tego posta.
Pełny tekst, z którego cytujemy naszą łamigłówkę, znaleźć można pod tym linkiem.

wtorek, 28 czerwca 2011

Przekonuje, bo uważa. Tak naprawdę: mówi

Pracując przez lata z młodymi (a raczej: uczącymi się) dziennikarzami, zauważyliśmy powszechną już manierę przy cytowaniu wypowiedzi: okraszanie cytatów niepasującymi wcale do kontekstu czasownikami („X przekonuje”, „Y uważa”, „Z uznaje...” czy nawet „A nawołuje” lub „B zapewnia” – w miejsce „mówi”, „powiedział”). Aspirujący do chlubnego dla nich miana reportera młodzi ludzie, uczeni w szkole/na studiach, że język polski nie lubi powtórzeń, dowolnie żonglują takimi słowami, jak np. „przekonywać”, „uważać”, „tłumaczyć”, „wyjaśniać”, „potwierdzać”, „twierdzić” itp., nie bacząc na ich znaczenie.
Zobaczmy na cytaty z jednego tylko tekstu:
1. „Dzięki budowie nowego [gmachu] studiowanie tego kierunku będzie możliwe – zachęca rektor”.
2. „To odpowiedź na zapotrzebowanie rynku – uważa rzecznik prasowy”.
3. „Dwa uniwersytety (ze Szwecji i Belgii) zadeklarowały chęć współpracy i zapewnienia nam swojej kadry naukowo-dydaktycznej – przekonuje rektor”.
Do czegóż rektor zachęca w zdaniu pierwszym? Owszem, w bardzo dużym domyśle do studiowania, ale w tym zdaniu nacisk położony jest nie tyle na zachęcanie, co na wskazanie faktu: gdyby nie nowy budynek, o studiach nie byłoby co marzyć, teraz budynek będzie, więc i nowy kierunek zostanie otwarty. To nie zachęta, to podanie informacji. Jeśli więc wzdragamy się przed „mówi”, możemy użyć w tym kontekście np. „informuje/ komunikuje/podaje do wiadomości” i nikt nie dopatrzy się w naszym tekście błędu.
Jakiż to własny punkt widzenia przedstawia rzecznik ze zdania drugiego? „Uważać” to przecież według słowników „być zdania, sądzić, mniemać, przypuszczać”, tymczasem nasz rzecznik nie podaje tu własnych sądów, nie przedstawia rozumowania (nieważne: zawiłego czy prostego), które jest jedną ze stron medalu, ale tak naprawdę przytacza twarde wyniki badań, które uczelnia wykonała i w efekcie których zdecydowała się otworzyć nowy kierunek.
A w zdaniu trzecim rektor raczej chwali się sukcesem niż przekonuje (w słowniku „przekonywać” to „dowieść słuszności, prawdziwości czegoś”). Jest skromny? To niech się nie chwali, a np. podkreśli czy wreszcie – powie, bo unikanie powtórzeń nie oznacza, że należy unikać danego słowa w ogóle! A przede wszystkim: nie oznacza, że możemy dowolnie czerpać ze słownikowych zasobów bez oglądania się na znaczeniowe ramy, które sytuują słowa w określonych kontekstach. I to właśnie chcieliśmy dziś Państwu wytłumaczyć, przytaczając przykłady, argumentując, a wreszcie – mówiąc (pisząc) :-).
PS O tym, że problem podnoszony w tym felietonie nie jest wadą tylko adeptów dziennikarstwa, można się przekonać, śledząc publikowane już w poważnych mediach artykuły. Przykłady: przekonywać w tekście z portalu Gazeta.pl czy z serwisu Se.pl; uważać w tekście ze strony Onet.pl; zapewnia i twierdzi w „Dzienniku Polskim” i wiele innych...

wtorek, 21 czerwca 2011

Coraz nam ciężej...

Od kilku dni redagujemy tekst, który przypomniał nam o częstym ostatnio problemie językowym: wypieraniu przysłówka „trudno” z jego tradycyjnych połączeń i zastępowaniu go przez synonim „ciężko”. Czytamy (i słyszymy): „ciężko coś stwierdzić”, „ciężko powiedzieć”, „ciężko w coś uwierzyć”, „ciężko dostrzec”, „ciężko się oprzeć wrażeniu”, „ciężko wyczytać”,..., a nawet – „ciężko jest przekazać swoje geny” czy „ciężko jest odbyć randkę” (!).
Z synonimami w języku jest tak, że rzadko bywają one swoimi dokładnymi odpowiednikami. Warto przypomnieć sobie tutaj inną nazwę synonimu – to wszak „wyraz bliskoznaczny”. Już samo to określenie wskazuje, że synonimy łączą jedynie bliskie związki, nie zaś tożsamość znaczeniowa. Synonimy są niby językowi bracia – trochę do siebie podobni, jednak mający zupełnie inną osobowość i wygląd. Zobaczmy na pierwsze z brzegu synonimy (cytuję za słownikiem synonimów z portalu Interia) popularnego przysłówka „bardzo”. „Bardzo” to zatem inaczej np.: wielce (powiemy, stylizując się na staroświecki ton „jestem wielce zobowiązany”, ale nikt nie powie: „to jest wielce drogie”), głęboko „głęboko wzruszony”, ale nie: „głęboko ładny”), okropnie („okropnie brzydki”, ale już nie: „okropnie piękny”!), diabelnie („diabelnie zimno”, ale już nie: „diabelnie się cieszę”, a przynajmniej nie w każdym kontekście), ciężko (tylko w kontekście choroby – „ciężko chory”, ale już nigdy np. „ciężko atrakcyjny”) itp.
Podobnie rzecz się ma z przysłówkami „ciężko” i „trudno”. Najprościej i najogólniej mówiąc: jeśli opisujemy wysiłek fizyczny („ciężko pracował”) lub psychiczny, w znaczeniu: odnoszący się do emocji („było mi ciężko znieść śmierć siostry”), możemy użyć przysłówka „ciężko”, jeśli natomiast mamy na myśli wysiłek (nazwijmy go mentalnym*), który można opisać też np. słowami „w sposób skomplikowany, niełatwo”, używamy słowa „trudno”.
Zatem: „trudno coś stwierdzić/ dostrzec/ odczytać”, ale: „ciężko harować/ biec (np. pod górę)/ chodzić (np. o silniku)” itp. Wystarczy to zrozumieć (a nie jest trudno!), by powiedzieć poprawnie. Bo choć życie bywa ciężkie, to jeszcze nie powód, żeby to ciągle podkreślać :-)

* Oczywiście zwrot „ciężko myśleć” każe wziąć w cudzysłów mentalność wysiłku. „Ciężko myśleć” (czyli powoli, opornie, w sposób wskazujący na niedostatek/brak inteligencji), podobnie jak „ciężki dowcip” (niezgrabny, toporny, przykry lub krzywdzący) zaliczmy więc do wyjątków potwierdzających naszą regułę :-)

środa, 15 czerwca 2011

Językowy savoir vivre

Dostaliśmy, jak zapewne wszyscy krakowianie, list od pana posła Łukasza Gibały. Poczuliśmy się ważni – list od posła na Sejm RP, jak stoi w podpisie, to nie byle co! W liście tym pan poseł grzecznie prosi nas o radę – co jak co, radzić przecież umiemy (vide: ten blog :-) ), więc czym prędzej wczytaliśmy się w treść.
Pan poseł z pokorą oznajmia, że potrzebuje m.in.: „wiedzy o tym, jakich zmian oczekujecie Państwo od nas parlamentarzystów”. Uff, a więc nie chodzi o pieniądze, ale o szlachetne pragnienie poznania, skonstatowaliśmy z radością.
Panie pośle (oraz: Państwo posłanki i posłowie, urzędniczki i urzędnicy, prelegentki i prelegenci, wykładowczynie i wykładowcy, księża i... eee, biskupi etc.), chcemy dać Panu radę, możemy dać Panu wiedzę. Może nie będzie to rada, o jakiej Pan pomyślał, pisząc swój list (a raczej: dyktując go swojemu asystentowi/asystentce), będzie to wszak rada cenna. Chcemy mianowicie powiedzieć Panu, że forma listu/przemowy/prośby, w której używa się oficjalnej i dyktowanej grzecznością formy adresatywnej „Państwo” zobowiązuje. Słowo „Państwo” ma bowiem określoną łączliwość i nierespektowanie tej zasady trąci nonszalancją, by nie rzec: buractwem.
By normom językowego savoir vivre’u stało się zadość, wyraz „Państwo”, zwłaszcza w oficjalnych pismach/przemowach, ogólnie: wypowiedziach, łączymy z czasownikami w 3 os. l. mn. Tylko takie bowiem połączenia wskazują na szacunek do odbiorcy, na dystans do niego stosowny właśnie w oficjalnych sytuacjach, kiedy mamy przed sobą (a przynajmniej: przed oczyma swojej wyobraźni) szerokie audytorium, z którym nie łączą nas żadne bliższe więzi, którego nie znamy lub do którego zwracamy się w chwili uroczystej, podniosłej, oficjalnej.
Formy takie, jak z listu posła na Sejm RP, czyli z czasownikami w 2 os. l.mn., w kontekście politycznym mogą się wydać aż nazbyt rażące, gdyż przypominają komunistyczną formułkę "Towarzysze, pomożecie?". Są po prostu tego "stowarzyszania się" pozostałością, ba, pomnikiem nawet!, w języku.
Posłowie, dziękujemy Wam za listy, za prośby o rady i za chęć zbratania się (bo nie: stowarzyszania się chyba?) z nami, tak wyraźną zwłaszcza przed wyborami. Na co dzień zapewne mają Państwo dużo pracy i nie myślą Państwo o nas, szarym tłumku. Kiedy jednak zaczynają Państwo o nas myśleć, niechże to będą myśli pełne grzecznego wobec nas szacunku. Nawet gdyby to miała być tylko grzeczność na piśmie.

sobota, 11 czerwca 2011

No to... logo!

Oprócz tego, że zajmują nas (och, jak bardzo ostatnio!) teksty, zajmują nas też (od czasu do czasu) zakupy odzieżowe. No cóż, czasem trzeba wychynąć z „jaskini”, iść do klienta/pokazać się na mieście/zwerbować współpracowników... Ale jako że przed wychynięciem często niewiele jest czasu na szperanie/przymierzanie/ocenianie (zakupy odzieżowe zajmują nas, tak szczerze mówiąc, średnio), zostaje dobry wujaszek Google wspierany przez dodane do „Ulubionych” różne serwisy aukcyjne/sklepy internetowe. Tak jest szybciej – wygodniej – przyjemniej.
I oto ostatnio szukając ubrań, znaleźliśmy TEKST. Tekst brzmiał „logowana koszulka”. Hm, pomyśleliśmy, koszulka z loginem i hasłem zamiast metki – kupujesz i się logujesz? Koszulka, która sama się zalogowała, więc wraz z nią kupić możemy tzw. wartość dodaną (cenione, oj cenione wśród marketingowych chwytów)? Koszulka, w której łatwiej, szybciej i przyjemniej będzie się zalogować (włóż naszą koszulkę i loguj się – gdzie chcesz!)? Zachciało nam się nagle takiej koszulki (ale także torebki, sukienki, spodenek itp., które zaraz, odkrywszy tekst, znaleźliśmy w sieci).
Zakupy nasze jednak tym razem spaliły na panewce (klienci/współpracownicy/ludzie na mieście – wybaczcie Państwo, prosimy!). Koszulka (a także sukienka, spodenki, a nawet torebka) okazały się logowane pozornie, bo logiem (znaczkiem/symbolem firmy) tylko opatrzone po wierzchu, bez loginu wszak i bez hasła dostępowego w nich zawartego/do nich dodanego, bez wygody w logowaniu nawet! Logowane były, bo logiem jak pieczątką (a częściej: jak pieczątkami) się chlubiły.
Co nam zostało? Wylogować się chyba. I włożyć stary (bez przesady ;-) ) sprawdzony strój biznesowy. Strój, o którym można powiedzieć jedno: „No logo, no!”.

PS My odmieniamy słowo "logo".

czwartek, 2 czerwca 2011

Warzywa, których lepiej unikać

W Europie szaleje EHEC (bakterie, które „zrobiły karierę” na hiszpańskich ogórkach), a media donoszą, że to „nowy, zupełnie nieznany szczep pałeczki okrężnicy”, mutacja dwóch dotąd zbadanych bakterii Escherichia coli. W oświadczeniu WHO znalazło się m.in. zdanie: „Jest to unikalny szczep, którego nigdy wcześniej nie wyizolowano u pacjentów” (więcej czytaj tutaj).
Nie wiemy, czy ten, kto tłumaczył to zdanie, zna trwającą od lat (choć ostatnio już nieco przygasającą z racji innych, ważniejszych) dyskusję językoznawców na temat przymiotników „unikalny” i „unikatowy”. Ale nawet jeśli nie, zdaje się, że swoim tekstem dał do ręki potężny argument przeciwnikom słowa „unikalny” i – być może – sprawił, że dyskusja na nowo rozgorzeje.
Otóż w skrócie dla niezorientowanych: w przywoływanej dyskusji chodzi o to, że słowo „unikalny”, używane w znaczeniu „niepowtarzalny, jedyny w swoim rodzaju”, jest złe, bo to: 1. rusycyzm (ros. unikalnyj); 2. przymiotnik sugerujący swoją budową pochodzenie od czasownika „unikać”, czyli w typie takich słów, jak np.: palny – od palić, jadalny – od jadać, wykonalny – od wykonać, karalny – od karać itp. Zatem „unikalny” w znaczeniu „wyjątkowy” jest o wiele gorsze od „unikatowy”, ten ostatni przymiotnik ma bowiem jasną etymologię, uzasadniającą jego znaczenie – pochodzi od wyrazu „unikat”, czyli „rzadki okaz”.
Wróćmy do analizowanego zdania. Cóż nam ono mówi? Odpowiedzi są dwie:
1. Albo autor tekstu popełnił błąd, ponieważ chciał podkreślić wyjątkowość (tu w znaczeniu: nowość, nietypowość) szczepu bakterii, ale użył do tego niewłaściwego określenia, tworząc bardzo niezręczny oksymoron (unikatowy czy unikalny ma wszak pozytywne konotacje, to rzadki, wyjątkowy, ale jak perła, która olśniewa wielkością i blaskiem, jak kwiat paproci czy czterolistna koniczyna, których nie znajduje się ot tak, choć bardzo chciałoby się je mieć, nie zaś – jak wstrętna bakteria, która zabija).
2. Albo autor nie popełnił błędu, celowo używając przymiotnika unikalny, jako pochodzącego od słowa „unikać”, by podkreślić tym mocniej, że bakterii, o których mowa, lepiej na swej drodze nie spotkać.
Ponieważ znudziła nam się już trochę rola krytykantów, którzy szukają językowych łupów, by wykazać czyjeś komunikacyjne niekompetencje, dziś zakończymy pochwałą. Chwała mianowicie autorowi zdania o unikalnym szczepie bakterii, dzięki niemu zrozumieliśmy tym wyraźniej, że ogórków w tym sezonie lepiej unikać.