sobota, 11 czerwca 2011

No to... logo!

Oprócz tego, że zajmują nas (och, jak bardzo ostatnio!) teksty, zajmują nas też (od czasu do czasu) zakupy odzieżowe. No cóż, czasem trzeba wychynąć z „jaskini”, iść do klienta/pokazać się na mieście/zwerbować współpracowników... Ale jako że przed wychynięciem często niewiele jest czasu na szperanie/przymierzanie/ocenianie (zakupy odzieżowe zajmują nas, tak szczerze mówiąc, średnio), zostaje dobry wujaszek Google wspierany przez dodane do „Ulubionych” różne serwisy aukcyjne/sklepy internetowe. Tak jest szybciej – wygodniej – przyjemniej.
I oto ostatnio szukając ubrań, znaleźliśmy TEKST. Tekst brzmiał „logowana koszulka”. Hm, pomyśleliśmy, koszulka z loginem i hasłem zamiast metki – kupujesz i się logujesz? Koszulka, która sama się zalogowała, więc wraz z nią kupić możemy tzw. wartość dodaną (cenione, oj cenione wśród marketingowych chwytów)? Koszulka, w której łatwiej, szybciej i przyjemniej będzie się zalogować (włóż naszą koszulkę i loguj się – gdzie chcesz!)? Zachciało nam się nagle takiej koszulki (ale także torebki, sukienki, spodenek itp., które zaraz, odkrywszy tekst, znaleźliśmy w sieci).
Zakupy nasze jednak tym razem spaliły na panewce (klienci/współpracownicy/ludzie na mieście – wybaczcie Państwo, prosimy!). Koszulka (a także sukienka, spodenki, a nawet torebka) okazały się logowane pozornie, bo logiem (znaczkiem/symbolem firmy) tylko opatrzone po wierzchu, bez loginu wszak i bez hasła dostępowego w nich zawartego/do nich dodanego, bez wygody w logowaniu nawet! Logowane były, bo logiem jak pieczątką (a częściej: jak pieczątkami) się chlubiły.
Co nam zostało? Wylogować się chyba. I włożyć stary (bez przesady ;-) ) sprawdzony strój biznesowy. Strój, o którym można powiedzieć jedno: „No logo, no!”.

PS My odmieniamy słowo "logo".

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz