niedziela, 15 maja 2011

Rzecznik rzucony na stos (ofiarny)

Sytuacja, w której błędy językowe śmieszą (do łez) zamiast drażnić, nie należy do częstych. Inna sprawa, że rozbawienie łatwo i szybko może przejść w rozdrażnienie, a w najlepszym razie – w pukanie się w czoło (własne, bo czoła autorów wypowiedzi cytowanych przez dziennikarzy, są z reguły dla nas niedostępne, a szkoda).
A do śmiechu do łez doprowadziła nas informacja przeczytana we wczorajszym newsletterze portalu Proto.pl dotycząca ostatnich dokonań rzecznika naszego rządu w serwisie Facebook (pełny tekst można przeczytać tutaj).
W artykule zacytowane zostały dwie, jakże „zabawne”, wypowiedzi. Autorką pierwszej z nich jest specjalistka ds. kreowania wizerunku firm, marek i produktów w internecie (nazwiska miłosiernie nie wspomnimy), która tłumaczy czytelnikom: „Rzecznik prasowy nie jest dla wyborców osobą autentyczną – jest to specjalista dedykowany do kontaktów z mediami [...]”. Autor drugiej to specjalista ds. marketingu politycznego z Dolnośląskiej Szkoły Wyższej, który mówi, że rzecznik „prowadzi dosyć siermiężny dialog” (z kontekstu wynika, że chodzi o dialog skąpy w interakcje, nierozbudowany, dialog w powijakach, że tak metaforycznie to ujmiemy).
Do imiesłowu „dedykowany” (będącego kalką angielskiego dedicated), który na początku swojej kariery w języku polskim notowany był głównie w tekstach informatycznych, by wkrótce wkroczyć w inne dziedziny życia, jako tako zdążyliśmy się przyzwyczaić, co wcale nie oznacza, że go akceptujemy (bo nie ma potrzeby takiego zapożyczenia w polszczyźnie) czy – że się z nim pogodziliśmy. Nie akceptujemy i nie godzimy się zwłaszcza w takich kontekstach, które zwróciła nam wyszukiwarka (to wyniki pierwsze – ale lepsze!): PureLime – „odzież dedykowana dla kobiet”, AIP – „infolinia dedykowana do obsługi osób [...]”, forum Wedkuje.pl – „zanęta dedykowana (!) pod konkretny gatunek ryby”, ASA sp. z o.o. – „konferencja prasowa dedykowana nowoczesnym metodom profilaktyki zdrowia intymnego kobiety”, DlaHandlu.pl – „sklep dedykowany zabieganym pasażerom metra” itp. Można było przecież powiedzieć: „przeznaczony”, „służący do czegoś”, „dla kogoś/czegoś”, „do czegoś” i nikt nie miałby wątpliwości, o co chodzi. Że byłoby bez „mądrych” słów? No cóż, mądre słowa mają to do siebie, że przestają być mądre, jeśli się ich głupio używa.
Przypomnijmy więc pochodzenie i definicję słowa „dedykować”. Słowo przywędrowało do polszczyzny z łaciny, gdzie pierwotnie oznaczało „uroczyście poświęcić bogom, ofiarować”. Słownik języka polskiego PWN wyjaśnia, że dedykować oznacza dziś przede wszystkim „ofiarować, poświęcić komu (jakiś utwór lub przedmiot)” i podaje takie przykłady: „Dedykować komuś wiersz, powieść, symfonię”.
Wróćmy do naszego rzecznika prasowego. Jeśli upierać się, że specjalistka wie, co mówi, należałoby jej wypowiedź zrozumieć chyba tak: rzecznik prasowy to specjalista, którego się składa w ofierze mediom. (Inna sprawa, że wiele osób zgodziłoby się z tą definicją). Kaleką treść odzwierciedla kaleka forma tekstu – każdy gołym okiem widzi, że nadęcie wypowiedzi obcymi słowami gwałtownie zaniżyło jej komunikatywność. A przecież można było powiedzieć: „rzecznik prasowy to specjalista ds. kontaktów z mediami” albo „powołany do kontaktów z mediami”.
Jeśli zaś nie tylko specjalistka ds. kreowania, ale i specjalista ds. marketingu politycznego wie, co mówi, to rysuje nam się taki oto obraz rzecznika rządu: chłop przyodziany w zgrzebne płótno, jako tako zszyte tu i ówdzie po bokach, który rzuca się na stos jako ofiara. Tylko czyja to jest ofiara?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz