środa, 1 września 2010

Sprzedaż kontra kultura języka

Na początek nasz ulubiony cytat z folderu jednej z sieci kosmetycznych: „Mija już 50 lat od chwili, gdy z miłości do kobiet i do Natury, stworzyłem Kosmetykę Roślinną. Jest to kosmetyka unikatowa, dzięki której mogę Wam ofiarować energię witalną roślin i przyjemność, którą może dostarczyć jedynie natura”.
Przytoczony fragment najlepiej wskazuje, że coraz częściej borykamy się z problemem pisowni wielkimi/małymi literami, coraz też więcej pojawia się tu wątpliwości. Bo przecież tezę, że wydawnictwo takie, jak wskazywane powyżej, które w zamierzeniu ma być reklamą firmy, zostało przygotowane byle jak, a przede wszystkim: bez poszanowania reguł poprawności językowej i (co istotne!) grzeczności, musimy z góry odrzucić.
Zajrzyjmy najpierw do słownika ortograficznego (publikowanego przez WN PWN oczywiście – zob. tutaj, innych nie ma większego sensu cytować, choć – zauważmy to od razu – także publikacje WN PWN pozostawiają wiele do życzenia). Pisowni wielkimi i małymi literami tradycyjnie poświęca się we wspominanym słowniku obszerny rozdział. Jest tam napisane m.in.: „Użycie wielkiej litery ze względów uczuciowych i grzecznościowych jest indywidualną sprawą piszącego”, ale i „Wielką literą piszemy nazwy osób, do których się zwracamy w listach prywatnych i oficjalnych (…), a także nazwy osób bliskich adresatowi lub piszącemu”.
Reklama sieci kosmetycznej kierowana przede wszystkim do kobiet (taki jest bowiem target firmy) w pierwszym zdaniu adresowanym do klientek uraża ich uczucia (słowo „kobiet” pisane małą literą, obok „Natury” i „Kosmetyki Roślinnej” pisanych wielkimi literami). W liście założyciela firmy, otwierającym dopracowaną graficznie i marketingowo książeczkę reklamową, zabrakło zresztą nie tylko podstawowych zasad grzeczności językowej, ale i konsekwencji (np. różna w różnych zdaniach pisownia słowa „Natura”), co sprawia wrażenie niechlujności i zdecydowanie obniża wartość (także marketingową!) omawianego wydawnictwa.
Wniosek? Może być tylko jeden: jeśli w swoich działaniach marketingowych (rozumianych m.in. jako tworzenie różnego rodzaju tekstów reklamowych i promocyjnych) firmy będą zapominać o regułach poprawności językowej, a przede wszystkim o językowym savoir-vivrze, zaczną grzeszyć nie tylko przeciw językowi (co akurat w pracy marketingowca może się wydawać mało ważne), ale przede wszystkim przeciw jednej z podstawowych zasad komunikowania się z klientem – zasadzie AIDA (więcej o tej zasadzie zob. np. tutaj). Bo folder/strona/tekst reklamowy/reklama, choć ładnie graficznie przygotowany, atrakcyjnie zilustrowany itp., po pierwszym wrażeniu (attract) może w zdecydowany sposób odstraszyć, ostudzić zainteresowanie produktem i chęć kupienia go. Forma, za którą nie nadąża treść, to bubel i żeby to ocenić, nie trzeba specjalnie wytrawnego oka językoznawcy.
Podobno kot w worku sprzedaje się dziś coraz gorzej. Jak to wróży autorom takich folderów? Na to już mogą Państwo odpowiedzieć sobie sami…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz