poniedziałek, 11 kwietnia 2011

Kramu z przyimkami ciąg dalszy

Jeszcze jedna krakowska i przyimkowa dygresja. Zdarza się słyszeć i czytać, np. na internetowych forach, że ktoś mieszka „na Hucie". Autorzy tej błędnej frazy być może (nie zgłębialiśmy bowiem zbyt wnikliwie tego tematu) chcieli w ten sposób rozróżnić przyimkami dwie konstrukcje – „w hucie", czyli w przedsiębiorstwie produkcyjnym, oraz „na Hucie", czyli na którymś z nowohuckich osiedli. Szukając ucieczki przed dosłownością (nikt nie mieszka przecież w hucie, czyli na terenie zakładu przemysłowego), ostatecznie i tak wpadli w jej pułapkę (proszę sobie wyobrazić mieszkanie na hucie - to dopiero dziwactwo!). Wpadli zresztą jak i ci użytkownicy języka polskiego, którzy upierają się, by mówić/pisać na urzędową modłę „mieszkam przy ulicy", zamiast „mieszkam na ulicy", tłumacząc to tym, że nikt - wyjąwszy bezdomnych - nie mieszka na ulicy. Niby prawda, ale język w tym przypadku ma swoją „tradycję" i wyrażenie „przy ulicy" nieodmiennie jest klasyfikowane jako gorsze, bo rodem ze stylu urzędowego.
A co z tą Hutą? Nowa Huta to dzielnica Krakowa, więc skoro nikt, jak mamy nadzieję, nie powie „mieszkam na dzielnicy XYZ", tak i nikt nie powinien mówić „mieszkam na Hucie". Mieszka się w Hucie (a jeszcze lepiej: w Nowej Hucie), bo „jedzie się do Huty", nie zaś „na Hutę". No chyba że ktoś ma zamiar zorganizować zbrojny najazd - na Hutę...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz