poniedziałek, 23 sierpnia 2010

Bez zgrzytu na nowej drodze życia

Podróże kształcą także dlatego, że przywieźć z nich można mnóstwo językowych „ciekawostek”. Pierwsze z brzegu: w Nowym Sączu z dumą reklamuje swoje usługi dom weselny... Zgrzyt, a kilka kilometrów dalej zobaczyć można wymyślną reklamę czegoś o nazwie biurOwiec (pisownia zgodna z oryginałem).
Jeśli autorzy tych reklam chcieli wykazać się dowcipem, to zaryzykowali, że takie poczucie humoru nie przemówi do ich potencjalnych klientów. I o ile wymyślna reklama czegoś o nazwie biurOwiec świadczy tylko o tym, że grafik, tworząc koncepcję tego szyldu, dał się ponieść formie, a pominął treść (tak zapisana nazwa w miejscowości położonej w górach każe się bowiem zastanawiać nad tym, kto w owym biurOwcu pracuje – niewinne owieczki czy raczej tępe barany?), o tyle nazwa Zgrzyt dla miejsca, w którym młode pary świętują swoje zaślubiny, to raczej odstraszająca wróżba na nową drogę życia. (Zwłaszcza gdy na poważnie weźmie się dane, które przedstawiają różne sondaże opinii publicznej, np. ten z 2008 roku, z instytutu badawczego TNS OBOP, dowodzący, że aż 55% Polaków kieruje się przesądami).
Swoją drogą nazwy domów weselnych to odrębny i bardzo ciekawy temat. Choć kiedyś zdawało nam się, że tylko właściciele domów pogrzebowych nie boją się narazić na śmieszność czy zniesmaczenie odbiorców i z upodobaniem dobierają dziwaczne nazwy dla swoich firm, dziś już wiemy, że nie mieliśmy racji. Oto kilka najciekawszych znalezisk (zainteresowanym polecamy też odpowiedni wątek w blogu Artura Andrusa).

Morfeusz (bo przecież najlepsza zabawa to ta w „kto szybciej zaśnie”, by nie powiedzieć „ulula się” – z nudów? z nadmiaru procentów?).

Pokusa (młoda para od początku swej wspólnej drogi musi się bowiem mierzyć z czyhającymi zewsząd niebezpieczeństwami i okazjami do zdrad).

Gorzelnia (nie ma to jak nazywać rzeczy po imieniu i kultywować sprawdzoną polską świecką tradycję – prawdziwe wesele jest wtedy, gdy po rosole [entrée] następuje „i jeszcze jeden, i jeszcze raz” [danie główne], a na deser są zawody w kto ostatni spadnie pod stół w stanie ostatecznego upojenia).

Nestor (bo najlepsza zabawa jest wtedy, gdy pan młody nie jest wcale młody, ale wręcz przeciwnie, a przede wszystkim nie brak mu koniecznego mężczyźnie doświadczenia).

Poker (na weselach w tym przybytku uciech goście weselni grają w karty, przy czym zabawa polega na tym, że tylko młoda para wygrywa, bo jak inaczej ma zdobyć środki na zapłacenie za przyjęcie, o środkach na nową drogę życia nie wspominając).

Krokodyl (kinomani mieliby kilka skojarzeń, ale czy byłyby to złe skojarzenia?).

Labirynt (życie wszak, zwłaszcza życie we dwoje, to nie tylko teatr, to przede wszystkim kręty labirynt).

Titanic (paro młoda, na końcu i tak pójdziesz na dno!).

Sabat (skoro dom weselny mieści się w Kieleckiem, na Łysą Górę jest niedaleko, niech goście domyślą się od razu, co zwieńczy zabawę, i najlepiej zabiorą ze sobą na przyjęcie miotły).

Aż strach brać ślub, o urządzaniu wesela nie wspominając!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz