czwartek, 6 października 2011

Rzucać mięsem – bardziej!

Gdyby ktoś usilnie nas dopytywał, dlaczego interesuje nas język, jego poprawność i piękno, to nie usłyszałby wcale deklaracji w rodzaju „lubimy się śmiać z potknięć i błędów innych, a szerzej: tropimy głupotę”. Dowiedziałby się raczej, że nasza praca wynika z nieustannego zafascynowania tym, co zmienne, żywe, wymykające się na coraz to nowe i coraz ciekawsze sposoby (ale jak!) najłagodniejszym nawet unormowaniom.
No bo spójrzmy choćby na takie słowo „festiwal”. Już zdążyliśmy się jako tako przyzwyczaić do rozmaitych festiwali smaku, festiwali wnętrz, festiwali przedmiotów rozmaitych (ot, choćby taki Festiwal Krzemienia Pasiastego, a co!) czy festiwali praw (zawsze równych!). Przełknęliśmy (nomen omen) jakoś festiwal pierogów, festiwal pizzy, festiwal wina i serów (to nawet z dużym smakiem) czy nawet festiwal golonki (choć nie jadamy). Już zdążyliśmy sobie przecież wytłumaczyć, że skoro etymologicznie słowo „festiwal” pochodzi od łacińskiego festivus, który to przymiotnik oznacza (Słownik łacińsko-polski PWN, Warszawa 1988, wyd. XVIII): „przyjemny, wesoły; miły, piękny; dowcipny; swobodny”, to nie będziemy odmawiać wesołości, piękna ani tym bardziej swobody ani pierogom, ani golonce. Wszak są tacy (znamy Was!), którzy o golonce wiersze pisać by mogli, gdyby tylko chcieli. Tymczasem nie chcą – nie mogą może, bo czar golonki ich usidlił (na festiwalu zwłaszcza, gdzie golonek jest wielość i rozmaitość niezmierna), a ściślej – usidlił ich golonki aromat i smak.
Wytłumaczyliśmy sobie zatem, zaczęliśmy się przyzwyczajać... Aż nagle – klops, nie golonka.
Przeczytaliśmy zdanie, które zachwiało naszym – nowym, więc i słabym jeszcze – przyzwyczajeniem. Zdanie zaczynało się tak: „W festiwalu wzajemnych oskarżeń i szukania winnych (...)” (więcej tutaj), a mowa była o lokalnych politykach i wrześniowej aferze z przedszkolami.
Hm, pomyśleliśmy, niełatwa sprawa. Bo jak tradycyjne znaczenie słowa „festiwal” („uroczystość złożona z szeregu imprez artystycznych, często połączona z konkursem” – Słownik języka polskiego PWN), jak przytoczoną wyżej łacińską etymologię tego wyrazu powiązać z czymś tak niepięknym, niemiłym i zwykle mało dowcipnym, jak oskarżenia, obwinianie, a nawet – mięsem rzucanie? Jak dopasować do przywołanego zdania definicję festiwalu, według której to wydarzenie „umożliwiające przybyłym z różnych stron uczestnikom nawiązanie kontaktów kulturalnych (albo niekiedy i politycznych)” (W. Kopaliński, Słownik wyrazów obcych i zwrotów obcojęzycznych, Wiedza Powszechna 1994)?
A może, wpadliśmy na pomysł, dziennikarka w tak zawoalowany sposób dała czytelnikom do zrozumienia, że radni miejscy wymyślili nową grę pt. „Oskarż mnie, bardziej!”, którą testują w czasie obrad, zanim wynalazek ten ujrzy światło dzienne? Dostojni panowie (i nieliczne panie), którzy zebrali się, by radzić, gdy jako jeden z głównych punktów na sesji zobaczyli temat „przedszkola”, też zapragnęli rozrywki, dziecięctwa właśnie, i zamiast grać w zielone (demodé!), zagrali w oskarżenia. Emocje wrzały, obojętne mury urzędu były świadkami niebywałego tu widowiska, ktoś zapewne klaskał, inny się śmiał, ktoś chciał skoczyć komuś do gardła, ale już mu nie wypadało, bo ten właśnie krzyczał „wina (moja)!”, więc wypadł z gry.
Jeśli to nie był festiwal, to co to mogło być?

PS 1. Oczywiście przepraszamy wszystkich ewentualnie urażonych miłośników golonki ;-) Wszelkie podobieństwo występujących w tym tekście osób i rzeczy do istniejących rzeczywiście jest zupełnie przypadkowe.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz